sobota, 9 marca 2013

#Fifty

Włącz to: http://www.youtube.com/watch?v=IvWCvYPsiuM

- Hej, dziś są twoje urodziny... - powiedział chłopak siadając na czarnej ławce. Nie przejmował się tym, że właśnie leje... Dla niego liczyło się tylko jedno - jest teraz z nią sam na sam. 

- Oraz pierwsza rocznica naszego związku. Haha, w tamtym roku planowaliśmy razem z chłopcami zrobić Ci niespodziankę. - uśmiechnął się lekko spoglądając w niebo. - Ehh, pamiętam jakby to było wczoraj. Byłaś rozzłoszczona na cały świat, nawet nie wiem dlaczego.



~*~



- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - wydarłem się, wchodząc do Twojego mieszkania. - Wiem, że tu jesteś! - Zaśmiałem się po czym skierowałem się do kuchni.
Szybko rozpakowałem tort, który Ci kupiłem i zanim się obejrzałem, zostało mi tylko zapalenie 18 świeczek. Zrobiłem to i udałem się po schodach do Twojego pokoju.Zapukałem lekko w białe dębowe drzwi. Nie doczekałem się odpowiedzi, więc ponowiłem próbę. 
- Kimkolwiek jesteś - odejdź. - usłyszałem Twój roztrzęsiony głos.
Zignorowałem to co właśnie powiedziałaś i szybko, po cichu wszedłem do Twojego pokoju.
- [t.i]? - odłożyłem tort i podszedłem do Twojego łóżka.
- Mówiłam, żebyś sobie poszedł! - krzyknęłaś spod kołdry. Po raz kolejny zignorowałem to co powiedziałaś.
- Hej, co jest? - spytałem z troską jednocześnie odkrywając Twoją zapłakaną twarz. - Mała. - przytuliłem Cię szybko.
- Nie chcę o tym gadać - chcę zapomnieć. - pociągnęłaś nosem i wtuliłaś się we mnie.
- To twoje urodziny. Powinnaś się śmiać, a nie płakać. - sięgnąłem po tort leżący na biurku obok łóżka i podstawiłem Ci go pod nos. - Pomyśl życzenie.
- Nie mam ochoty na świętowanie dzisiaj, ale niech będzie. - uśmiechnęłaś się lekko. - Chcę o tym najzwyczajniej w świecie zapomnieć. - zmówiłaś życzenie i zdmuchnęłaś wszystkie 18 świeczki.
- Czyli nici z imprezy? - uniosłem brew myśląc, że jednak zmienisz zdanie.
- Przeproś ode mnie resztę, ale chyba nie dam rady. 
- Czy to jest tak, że jak się starzeje, to odechciewa się imprez? - zaśmiałem się.
- Ejj, to ty jesteś starszy. Powinieneś wiedzieć! - uderzyłaś mnie poduszką i zaczęłaś śmiać się razem ze mną. 
- Dopiero dzień się zaczął, a ja już Cię pocieszyłem. - wypiąłem dumnie pierś do przodu i uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Pff! Nie myśl, że to twoja zasługa. - wytknęłaś mi język. 
- Tak, tak. Mów sobie co chcesz. Ja i tak wiem, że to dzięki mnie! - wyszczerzyłem się. - A teraz ubieraj się, wychodzimy. 
- Ale miało nie być imprezy. - spojrzałaś na mnie błagalnym wzrokiem.
- No tak, ale to nie znaczy, że masz cały dzień w domu przesiedzieć! - zaśmiałem się. - Chcesz kawy?
- Mhm... - mruknęłaś, zwlekłaś się z łóżka i pognałaś do garderoby.
Na nic nie czekając, zszedłem na dół. W kuchni wstawiłem wodę i przyszykowałem kawę, po czym usiadłem z gotowymi napojami w salonie. Włączyłem jakiś pierwszy lepszy program muzyczny i czekałem na Ciebie. Jednak bardzo długo nie przychodziłaś - zacząłem się martwić.
Po cichu, na palcach wkradłem się spowrotem do Twojego pokoju. Nie usłyszałaś mnie. 
Stałaś tyłem do mnie przed otwartą szafą w samej czerwonej, koronkowej bieliźnie. Po cichu podszedłem do Ciebie, złapałem Cię w talii a podbródek umieściłem w zagłębieniu przy Twojej szyi. Niemalże usłyszałem jak się uśmiechasz.
- Nie mam w co się ubrać. - przechyliłaś głowę w bok.
- We wszystkim wyglądasz pięknie. - odgarnąłem Twoje włosy na lewą stronę.
- Nie prawda. - odwróciłaś się twarzą do mnie, zaplatając swoje ręce wokół mojej szyi. Twoje spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Czułem się jakbym był przeźroczysty.
- Nie wiem, może to? - wyjąłem zza Twoich pleców limonkowy sweterek przechodzący delikatnie ku dołu w biały kolor tworząc idealne ombre.
- I co dalej? - uśmiechnęłaś się łobuzersko.
- Wiesz... Nie jestem stylistą. - zaśmiałem się, a Ty razem ze mną.
- A może to? - wyjęłaś z szafy jeansowe shorty z wysokim stanem. 
- Idealnie. - wyszeptałem i powoli zdjąłem ręce z twojego ciała, po czym podszedłem do półek, na których widniały różne fotografie.
Było tam dużo naszych wspólnych zdjęć. Każde z nich przypominało kolejne piękne momenty, które przeszliśmy razem jako przyjaciele. Mimowolnie na mojej twarzy wymalował się słodki uśmiech. 
- Gotowy? - usłyszałem Twój nieziemski głos, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jasne, na dole czeka kawa. - złapałem Cię za rękę i pobiegliśmy do salonu. 
Wypiliśmy Latte, przy wspominaniu naszych najgłupszych wpadek.
- Na co masz dzisiaj ochotę? Może jakiś wypad do klubu? Na plażę? Jestem do Twoich usług. - zaproponowałem, gdy starannie myłem filiżanki po kawie.
- Plaża? Brzmi kusząco. - zaśmiałaś się.
- A potem impreza w Beach Club? - dokończyłem za Ciebie.
- O taak, tego mi trzeba. - oblizałaś górną wargę.
- To wsiadaj do samochodu i lecimy, nie śpimy morda! - zaśmiałem się.
- Ej, to mój tekst! - Zachichotałaś w drodze do samochodu.
- Oj tam. - posłałem Ci kolejny uśmiech, po czym zapanowała niezręczna cisza. - To co tak właściwie się rano stało? - spytałem nieśmiało wiedząc, że stąpam po kruchym lodzie, lecz odpowiedzi się nie doczekałem. - Hmm? - zachęcałem Cię dalej.
- Nic takiego. - odparłaś cicho. - nie ma o czym mówić.
- Jak chcesz. Ale wiedz, że mnie zawsze możesz wszystko powiedzieć.
- Dziękuję Ci. - przytuliłaś mnie.
Zanim dotarliśmy na miejsce poruszaliśmy jeszcze różne tematy. Można było by powiedzieć, że rozmawialiśmy o wszystkim i on niczym.
- Masz jakiś ręcznik? - spytałaś wysiadając z samochodu.
- Jakiś tam mam. - wyszczerzyłem się i zamknąłem bagażnik, z którego zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy.
Na plaży świeciło dzisiaj pustkami, a przecież pogoda jest w sam raz na kąpiel w morzu.
Szczęśliwa pobiegłaś do brzegu morza, po drodze gubiąc sweterek oraz shorty. Wbiegłaś do zimnej wody, i za chwilę można było usłyszeć twój pisk. Odłożyłem wszystkie rzeczy, zdjąłem z siebie ubranie i dołączyłem do Ciebie. Woda była naprawdę lodowata. 
Świetnie się bawiłem w twoim towarzystwie.
- Zimno mi. - mruknęłaś gdy wyszliśmy na brzeg. Szybko rozłożyłem ręcznik na piasku, a na twoje mokre ciało zarzuciłem moją ulubioną bluzę.
Ja natomiast założyłem spodnie oraz moją białą koszulkę polo po czym zająłem miejsce obok Ciebie.
- Dziękuje. - wyszeptałaś i wtuliłaś się w mój wilgotny tors. Obiąłem Cię ramieniem po czym wspólnie podziwialiśmy spokojne, błękitne morze. - Co jeszcze na dziś zaplanowałeś? - spojrzałaś mi w oczy.
- Hmm, myślałem nad małą wycieczką do Beach Bo's Arcade. - dałem Ci buziaka w czoło. 
- Brzmi cudownie! - powiedziałaś z entuzjazmem.
- To jak, idziemy? Chcę zdążyć przed zachodem słońca. 
- Idziemy. - potwierdziłaś i ubrałaś się.
15 minut później byliśmy już na miejscu. Wchodząc do pomieszczenia, od razu poczułem ostrą woń alkoholu. Bez wahania skierowaliśmy się do baru.
- Niebiańskie łzy dwa razy poproszę. - skierowałem się do barmana. Chwilę później stały przede mną dwa drinki. - Wznieśmy toast! - skierowałem się do Ciebie. - Za twoją pełnoletność i za naszą przyjaźń. - uniosłem lekko mój kieliszek koktajlowy. 
- Za nas. - podsumowałaś, powtarzając czynność którą wykonałem.
- Za nas. - zafturowałem, po czym upiliśmy trochę zawartości kieliszków. Czułem jak ciepło alkoholu przelewa się do mojego żołądka. - Zatańczysz? - podałem Ci dłoń, którą ujęłaś i przeszliśmy na środek parkietu. Poruszaliśmy się w rytm muzyki, którą narzucił nam DJ. Jedna, dwie, trzy piosenki... Powoli traciłem siły. Po drodze trafiły się nam jeszcze z jakieś 2, 3 drinki; a może jednak 7? Kto by to liczył.
Zabrzmiały pierwsze takty piosenki Jasona Walkera - "Down".
- A teraz coś specjalnie dla par. - przerwał piosenkę DJ. - mam nadzieję, że każdy ma ze sobą osobę, którą lubi przytulać. - zachichotał i puścił dalej piosenkę.
Spojrzałem na Ciebie pytająco, czy chcesz zatańczyć. Ty tylko pokiwałaś twierdząco głową i swoimi rękoma oplotłaś moją szyję, natomiast ja złapałem Cię w talii i lekko przyciągnąłem do siebie. Zaczęliśmy się wolno kołysać w rytm muzyki. Piosenka powoli zbliżała się do końca, gdy ty odsunęłaś się ode mnie na ok. 10 cm nie zdejmując ramion, które oplatały moją szyję.
- Pocałuj mnie. - wyszeptałaś pewna swojej decyzji.
- Co? - zdziwiłem się lekko, ale wewnątrz cieszyłem się jak małe dziecko, które dostało lizaka. - jesteś pewna? przecież jesteśmy przyjaciółmi...
- Nigdy nie byłam bardziej pewna. - odpowiedziałaś z łobuzerskim uśmieszkiem. 
Wpiłem się w Twoje malinowe usta. Na początku pocałunek był delikatny lecz z sekundy na sekundę stawał się on coraz odważniejszy i namiętniejszy. Wplotłaś dłonie w moje włosy, a ja przyciągnąłem twoje ciało do mojego. W dolnej partii brzucha czułem jakieś dziwne ciepło, a z moich ust nie schodził pewny siebie uśmieszek.
- Kocham Cię. - wyszeptałem gdy razem z zakończeniem się piosenki, oderwaliśmy się od siebie, by wyrównać oddechy.
- Tak cholernie nie lubiłam bycia Twoją przyjaciółką. - Spojrzałaś mi w oczy. Teraz dopiero uświadomiłem sobie, że przez cały ten czas odwzajemniałaś uczucie jakim Cię darzyłem. 
Jako odpowiedź jeszcze raz musnąłem twoje idealne, gorące usta.
- Ufasz mi? - zapytałem ni stąd, ni z owąd. 
- Najbardziej na świecie. - uśmiechnęłaś się promiennie. 
- To zamknij oczy i nie podglądaj. - złapałem Cię za rękę i szybko wyprowadziłem z Klubu. 
Szliśmy plażą do tzw. wybrzeża skalistego. Cały czas miałaś zamknięte oczy.
- Gdzie ty mnie prowadzisz, hmm? - zachichotałaś, gdy zaczęliśmy wchodzić po schodach.
- Niespodzianka. - wyszczerzyłem się. - już niedaleko.
W odpowiedzi usłyszałem tylko ciche mruknięcie. 
- Otwórz oczy. - stanąłem tuż za Tobą gdy doszliśmy na miejsce.
- Jeju, jak tu pięknie. - powiedziałaś z pewnym niedowierzaniem.
Znajdowaliśmy się właśnie 10 metrów nad ziemią, a dokładniej nad małym wodospadem, który wpływał do rzeki łączącej się z morzem. Widok był niesamowity, a zachód słońca dodał tylko uroku temu miejscu.
- Obiecaj mi coś. - złapałem Cię za obie dłonie, postawiłem krok do przodu i spojrzałem wprost w Twoje cudne oczy. - Obiecaj mi, że zawsze będziesz już tylko moja. Zawsze.
- Obiecuję. Always And Forever. - wyszeptałaś i wtuliłaś się w mój tors.
- Kocham Cię. - splotłem nasze dłonie w jedność, po czym na palec wsunąłem Ci pierścionek z wygrawerowanym serduszkiem, na którym po obu stronach znajdowały się nasze inicjały.
- Ja Ciebie też. - musnęłaś delikatnie moje wargi, i wtuleni do siebie oglądaliśmy cudowny zachód słońca.



~*~



- Jednak nie było nam dane, długo nacieszyć się sobą... - westchnął głośno chłopak, a po jego policzku spłynęła jedna samotna łza. - To się wydarzyło dokładnie dwa miesiące później...



~*~



- Hej kotku! Kiedy będziesz w domu? - spytałem z troską w głosie. Niby to tylko dwa dni, a tak cholernie za Tobą tęskniłem. Czemu akurat Ciebie powołano do delegacji, która była potrzebna aż w Dublinie?
- Chyba jakoś dopiero o 22. - w Twoim głosie wyczułem nutkę smutku.
- Kocham Cię i tęsknię.
- Ja też, ale już dziś się spotkamy. 
- Miłej drogi do domu. Kocham Cię. Pa. 
- Ja Ciebie też. Paa. Buziaki. - rozłączyłaś się. Nie wiedziałem jednak wtedy co się niedługo wydarzy.
Godziny mijały niemiłosiernie długo. Każda sekunda była jak minuta, a minuta jak godzina. Wybiła 22. Zapaliłem świeczki w jadalni, i czekałem, lecz ty nie przychodziłaś. Godzina 23 - nadal nic. Telefon głuchy. Czekałem na jeden dzwonek do drzwi...
O 23.32 usłyszałem ten dzwonek. Szczęśliwy podbiegłem do drzwi.
- Dobry Wieczór. Czy pan jest chłopakiem [T.I i N.]? - przede mną stała pani komendant policji Londyńskiej.
- Tak. Coś się stało? - Zamarłem. Do mojej głowy wpłynęło ze 100 czarnych scenariuszy.
- Mogę wejść? - spytała z kamienną twarzą, z której nie można było nic odczytać. Gestem ręki wskazałem jej salon do którego od razu się skierowała. 
- Może chciałby pan porozmawiać z psychologiem? - zapytała przed wyjściem pani Komendant.
- Nie dziękuje. - odpowiedziałem obojętnie.
Wyszła. Wreszcie mogłem spokojnie dać upust emocjom, które kłębiły się w środku mnie. Płakałem, krzyczałem... Lecz nadal nie wiedziałem dlaczego spotkało to akurat nas.
2 tygodnie później, w moje urodziny, odbył się Twój pogrzeb. Zjawili się na nim wszyscy - Nasi najbliżsi przyjaciele, rodziny oraz znajome gwiazdy. Wszyscy cudem powstrzymywali się od płaczu, gdy pastor mówił o śmierci. 
Przyszedł czas na przemówienia. Nikt nie był wstanie cokolwiek powiedzieć. Ktokolwiek podszedł do mikrofonu, kończył z płaczem.
Ja jednak postanowiłem nie płakać. Chciałem pokazać, że daje sobie z tym wszystkim rade, co nie było prawdą.
Podszedłem cicho do mikrofonu i postanowiłem przybliżyć ludziom tam zgromadzonym, jaka byłaś w rzeczywistości. Nie każdy miał okazje poznać Cię tak dobrze jak ja.
- Emm, od czego tu zacząć ...
[T.I] była cudowną osobą. Niesamowitą kobietą, córką, przyjaciółką oraz dziewczyną. Miała w sobie coś, co sprawiało, że każdy się przy niej uśmiechał. Zawsze była radosna, umiała sobie radzić z wszelakimi problemami... Trudno jest teraz mówić o tym wszystkim, bo ... straciliśmy bliską naszym sercom osobę. Jest to świeży ból, który będzie świeży jeszcze przez długi czas. Każdy go odczuwa inaczej. Niektórzy wylewają go na papier, inni zaś płaczą, a jeszcze inni próbują zatopić smutek w alkoholu. Ja osobiście zatapiam ból w naszych wspólnych zdjęciach, które przywołują tyle radosnych wspomnień. Jestem pewien, że tam w górze jest jej lepiej, że teraz uśmiecha się i mówi: "nie martwcie się, zawsze będę z wami", że teraz ma ochotę przytulić i pożegnać się z każdym z osobna, gdyż nie zdążyła... 
Zakończył się rozdział jej życia, w którym wszystko zaczynała od nowa, gdzie każde doświadczenie miało inny, nieprzewidywalny cel. Zaczął się rozdział w którym zaczyna działalność jako nasz anioł stróż. 
Jestem pewien, że jest ona teraz gdzieś tu wśród nas, i płacze razem z nami. Ale pomimo tego, że nie możemy jej teraz zobaczyć ani dotknąć ona jest z nami tu - w naszych sercach przepełnionych miłością do niej i bólem po jej stracie.
[T.I] nauczyła mnie wielu rzeczy... Ale chyba najważniejszą z nich jest to, że nigdy nie należy się poddawać. Trzeba umieć dotrzeć do ustanowionych sobie celów. Ja na przykład postanowiłem, że nie będę płakał podczas tej przemowy. Daję radę? - A wiecie dlaczego? Ponieważ ona mnie tego nauczyła. Ona daje mi motywację i siłę do działania... Emm... Dziękuję za uwagę. - odsunąłem się szybko na bok, żeby nie było widać łez, które napełniały moje oczy.



~*~



- Nawet nie wiesz, jak ja teraz cholernie za tobą tęsknię. - kolejne łzy spływały po policzkach chłopaka, łącząc się idealnie z strugami deszczu. - Tak strasznie trudno jest mi pogodzić się z tym, że już nigdy nie zobaczę Twojego uśmiechu... Tej radości, którą umiałaś dzielić się z innymi. Nigdy nie myślałem, że spotkam na swojej drodze tak niesamowitą osobę, jaką byłaś Ty. To właśnie Ty wyciągnęłaś mnie ze wszystkich kłopotów. Pomogłaś mi, kiedy nie mogłem liczyć na swoich przyjaciół - to naprawdę bolało.
Dziękuję za wszystko. - zza chmur wyłoniły się przenikliwe promienie słoneczne, które otuliły twarz chłopaka. Ta reakcja pogodowa nie była zwyczajna, bowiem wywołała ją [T.I]. Nie ma jak się spotkać ze swoim ukochanym, więc próbowała wysyłać mu znaki. On czuje jej obecność i w momencie gdy domyśla się, że to właśnie jej sprawka, na jego twarzy pojawia się wielki uśmiech.
Ona naprawdę go kochała, i chyba z wzajemnością. 
Po śmierci [T.I], chłopak nie znalazł innej kobiety, którą pokochałby jak ją. Nigdy o niej nie zapomni, a dodatkowo przypominać mu o niej będzie tatuaż na nadgarstku z napisem 'Always and Forever' oraz serduszko na przedramieniu, w środku którego znajdowało się jej imię.
Połączyła ich prawdziwa miłość, która w tych czasach niestety się nie zdarza.
- Kocham Cię. - wyszeptał i odszedł, zostawiając na marmurowym pomniku pierścionek, który podarował jej dokładnie rok temu.



 
__________________________________________________


No siemka! Trochę dawno nie było tu żadnego imagina, jak widzę. 
Ja na swoje usprawiedliwienie mam brak wolnego czasu, oraz weny. Tak wiem, wiem. Żadne mi to wytłumaczenie. Ale jednak zawsze coś :)

To co jest u góry, to moja nowa praca. Mam nadzieję, że wena mi powróci, na trochę dłużej :)
Słyszałam, że ten imagin jest ponoć wzruszający (o.o)... Chciałabym się przekonać i usłyszeć od was opinię na jego temat. 
Enjoy!
Wasza Miśkaa. ♥